"Vlepkronika" to nazwa zapożyczona od Jamesa Stronta - tak nazywały się jego archiwalne albumy, w których znajdują się szczegółowe dane na temat ilości vlepek, dat ich powstania i umieszczenia w konkretnym środku transportu.
Stront jest autorem dwóch zinów vlepkowych - "Vlepgazetty" i "Oldslettera". Warto też zobaczyć jego Borsuki i Akcję 11.
"Kiedyś streetart to były tylko szablony i graffiti. A vlepki to były vlepki po prostu. Myślę, że to ludzka chęć szufladkowania i wrzucania różnych zjawisk do jednego worka. Rzadko się zdarzało, żeby vlepkarz stał się grafficiarzem, czy grafficiarz szabloniarzem. Te środowiska faktycznie funkcjonowały oddzielnie. Ewolucja vlepkarzy była związana z agonią vlepki jako zjawiska w dotychczasowej formie. Poza tym nie każdemu chce się jeździć cały czas po mieście środkami komunikacji miejskiej. U mnie latanie za autobusami i tramwajami pozostało. Tylko już nie vlepiam, robię fotki. Kilka tysięcy zdjęć się uzbierało. No tak, u mnie vlepkowanie wzięło się dokładnie z zainteresowania komunikacją miejską jako taką. I w zasadzie w temacie pozostałem. Stąd te wszystkie nekrologi, akcja jedenastka i tak dalej... Wydaje mi się, że to jest kwestia pójścia na łatwiznę. Łatwiej zrobić kolejnego demotywatora w sieci. Następne pokolenia to pokolenia Internetu. Mniejsze koszty, mniejszy nakład pracy. Vlepka stała się po prostu nośnikiem treści reklamowych. Tylko czy to jest jeszcze vlepka? Pamiętam, jak kiedyś próbowaliśmy scharakteryzować vlepkę. Jednym z warunkiem była bezinteresowność. Vlepka miała skłonić do zastanowienia się nad czymś albo po prostu rozbawić. Do niczego nie miała przekonywać. Autobusy miały stać się formą ruchomych galerii sztuki ulotnej."
James Stront
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz